.03.2026 Ocieka -:- |
8.11.2025 Wielopole Skrz. 13:00 1-1 |
Hubert Dziura – 10 bramek |
![]() |
![]() |
![]() |
Remis na koniec rundy jesiennej
Po piorunującej końcówce w poprzednim spotkaniu i meczu, w którym wyszarpujemy zwycięstwo, w Wielopolu chcemy pójść za ciosem i z dobrymi humorami zakończyć zmagania ligowe w tym roku.
Lepiej w mecz wchodzi INTER, który od początku ruszył na rywala. Kilka dobrych akcji, dwie sytuacje podbramkowe i po strzale Jakuba Paśko (najmłodszy w kadrze), który pod nieobecność A. Steca wyszedł w pierwszym składzie wychodzimy na prowadzenie już od 6 minuty tego spotkania. Po stracie bramki gospodarze próbują szybko odrobić stratę, lecz to my nadal przeważamy i idziemy po powiększenie prowadzenia. Niestety optyczna przewaga nie przynosi nam kolejnego trafienia a mecz się wyrównuje i gospodarze dochodzą do głosu. W końcówce pierwszej połowy dobre interwencje Janusza Gubernka, którego w jednej z sytuacji wyręczyła poprzeczka zapewniają nam prowadzenie do przerwy.,
Na drugą połowę wychodzimy bez Bartłomieja Posłusznego, który złapał przed przerwą żółto a wiemy kto gwizdał i jak obaj Panowie się lubią. Pogórze wzięło się do odrabiania strat. Częste ataki dopiero w 76 minucie dają im upragnione wyrównanie. Znów w tej połowie przy życiu trzymał nas Janusz świetnie interweniując. Bardzo słaba połowa w naszym wykonaniu jednak do 90 minuty utrzymujemy remis chociaż nawet w ostatniej akcji meczu miejscowi mogli nas ukarać. Bardzo szanujemy zdobyty punkt.
Rundę z 20 punktami kończymy na 6 pozycji. Taka sama zdobycz przed rokiem dała nam na półmetku rozgrywek 4 miejsce. Trzy porażki na starcie były niepokojące, jednak na koniec humory są o wiele lepsze. Dziękujemy zawodnikom za zaangażowanie, pozostawione zdrowie na boisku, za zwycięstwa i opór w odwróceniu losu w meczach przegranych. W tych 13 meczach naszej bramki strzegło 4 różnych bramkarzy, którym dziękujemy za postawę. Dziękujemy trenerom, sztabowi, gospodarzowi oraz wszystkim tym, którzy zaangażowani byli w organizację rozgrywek. Dziękujemy wszystkim KIBICOM za wspieranie naszego zespołu. Byliście tym dwunastym zawodnikiem również na wyjazdach będąc często liczniejszą grupą niż miejscowi.
Przed nami okres roztrenowania a wiosną czeka nas interesująca walka o utrzymanie. Do zobaczenia wiosną… SAN SIRO OLE.
BRAWO Panie Kapitanie
Po wkurzającej porażce przed tygodniem na pożegnanie z naszymi kibicami mierzymy się z mocnym TEAM-em Przecław.
Już pierwsza połowa pokazuje, że mecz będzie wyrównany a na przeciwko sobie stanęły dwie bardzo dobre ekipy. Początek nasz, co zaznaczamy przewagą w posiadaniu piłki , które jednak nic nie przynosi w ofensywie. Po 20 minutach mecz się wyrównuje i goście stwarzają dwie groźne sytuacje. Kolejną już przekształcają na bramkę. Brakło asekuracji po naszej stronie i po strzale w słupek J. Gubernak przy dobitce był już bezradny. Po chwili znakomitą paradą ratuje nas przed kolejną stratą. Mamy szansę na wyrównanie jednak B. Posłuszny bramki nie strzela. Do przerwy wynik na korzyść przyjezdnych.
Na drugą połowę wychodzimy zmotywowani by szybko odrobić stratę. May swoje sytuację jednak nadal bez celnego strzału na bramkę. Co gorsza zabawa w defensywie P. Charchuta i brak konsekwencji w wybiciu daje dwubramkową przewagę gościom. Dla nas mecz się nie skończył ale widocznie zakończył się dla wielu w obozie przyjezdnych. Nawet schodzący po zmianie z boiska zawodnik Teamu drwił z naszych kibiców nucąc prowokacyjnie… mamy 2:0. Przed dwoma tygodniami też mieli 2:0 w Górze Ropczyckiej i widocznie wniosków z tego nie wyciągnęli, gdyż w dzisiejszym meczu strzelali już tylko zawodnicy INTERU. Kontakt dał D. Machnica. Wynik 1-2 utrzymywał się niemal do końca tego spotkania. Gdy wszyscy oprócz tych wiernych i prawdziwych kibiców już nie wierzyło w powodzenie swoje „kapitańskie tango” rozpoczął Hubert Dziura. W 88 minucie wykorzystał rzut karny podyktowany po faulu na Mateuszu Baranie a w 90 minucie z rzutu wolnego kropnął w samo okienko. Euforia poniosła się po całym stadionie. Zwycięstwo przypieczętował w 94 minucie J. Posłuszny i pewne już punkty w zaledwie kilku minut z nad Wisłoki nagle powróciły do Gnojnicy.
Dziś nie szła gra w defensywie, dzięki której ostatnie mecze dawały nam punkty. Na szczęście piąty bieg w końcówce odpaliła ofensywa, która dokonała niemal niemożliwego. To co zabrali nam w Paszczynie los zwrócił nam dziś. Oj smakuje to zwycięstwo, smakuje… Dzisiejszy mecz był ostatnim na naszym stadionie w tym roku. Dziękujemy wszystkim kibicom za wsparcie, również malkontentom i gnojnickim Paździochom. My jesteśmy dla Was a Was prosimy o wsparcie również jak nie idzie. Za tydzień ostatni mecz rundy. Fantastycznie byłoby zakończyć ten rok zwycięstwem. Zapraszamy do Wielopola…
Bez pomocy nie daliby rady…
Na mecz do Paszczyny jechaliśmy z nadzieją podtrzymania passy. Rywal w głębokim kryzysie ale my skupialiśmy się na sobie.
Mecz rozpoczynamy już tradycyjnie od niewykorzystanych sytuacji. Swoje próby mieli na początku spotkania J. Posłuszny, D. Dziewit oraz M. Baran. Z minuty na minutę mecz się wyrównywał. Grający z wiatrem gospodarze stworzyli sobie dwie dogodne sytuacje lecz również bez zdobyczy bramkowej. W 39 minucie znakomite rozegranie i wynik ku naszej uciesze otwiera M. Baran. Po chwili z boiska wylatuje Mat. Kisiel, który wg sędziego fauluje wychodzących na sam na sam zawodników Paszczyniaka. Pewnie jakiś kontakt był i sędzia miał prawo odgwizdać przewinienie. Do przerwy wynik jednak nie uległ zmianie a przed nami 45 minut gry w osłabieniu.
W drugiej połowie musieliśmy mierzyć się dodatkowo z wybitnie jednostronnym sędziowaniem. Nawet delikatne dotknięcie rywala od razu przerywał gwizdek arbitra. Wiele niezrozumiałych decyzji. Panie arbitrze nawet nie dałeś upaść zawodnikowi z Paszczyny a już gwizdałeś. Aby faul był na naszą korzyść cięcie musiało być równe z ziemią. Najbardziej boli nas niepodyktowanie ewidentnego karnego, który mógł zamknąć to spotkanie. Niestety arbiter dopatrzył się symulki… więc skoro tak to gdzie kartka dla naszego zawodnika. Nawet były Prezes Paszczyniaka po meczu stwierdził, że arbiter nas skrzywdził nie odgwizdując ewidentnego faulu. Mieliśmy jeszcze kilka dogodnych sytuacji na strzelenie drugiej bramki, lecz do tego nie doszło. W doliczonym czasie przeżyliśmy szok niczym Bayern Monachium w 1999 r. w finale Ligi Mistrzów. Mając jednobramkowe prowadzenie trzy punkty wyszarpuje nam zespół z Paszczyny strzelając dwie bramki. Były pretensje do arbitra za jego postawę w drugiej części meczu ale spływało to po nim. Nawet działacze naszego rywala po ostatnim gwizdku twierdzili że ciągnął ich ku punktom. Oj ciągnął…
Z Paszczyny wracamy na tarczy dodatkowo mocno wkur… Możemy mieć pretensję do siebie o niewykorzystane sytuację. Zdobywając drugą bramkę nawet to ciągnięcie za uszy nie pomogłoby rywalom. A udławcie się tymi punktami. Przed nami ostatni mecz ligowy w tym roku na Gnojnickim SAN SIRO. Pożegnajmy się z naszymi kibicami dobrym wynikiem dziękując im za to, że nigdy ich nie brakuje na naszych spotkaniach. Zapominamy o Paszczynie i sportową złość przekuwamy w dobre zawody z Teamem. Brawa za postawę D. Pazdana, któremu w pierwszej połowie rywal rozciął głowę a ten i tak grał do ostatniej minuty meczu. Było blisko ale się zesrało. Co nas nie zabije to nas wzmocni…
Po raz kolejny punktujemy
Po serii zwycięstw chcemy iść za ciosem i budując przewagę nad goniącymi nas rywalami. Kaskada będąca w kryzysie wcale nie była wygodnym rywalem szczególnie w pierwszej połowie, kiedy to mocno cofnęła się do defensywy skutecznie broniąc swojej bramki.
Już w pierwszych minutach swoje sytuacje miał J. Paśko, jednak strzały w środek bramki z łatwością wybronił bramkarz przyjezdnych. W kolejnych minutach swoich sił próbowali A. Stec, M. Baran, H. Dziura, J. Posłuszny oraz B. Posłuszny… jednak nadal bez bramki otwierającej mecz. Najlepszą sytuacje w 30 minucie zmarnował nasz kapitan, którego strzał z powtórzonego rzutu karnego obronił bramkarz Kaskady (pierwsza próba wykonana przed gwizdkiem). Rywal z Kamionki w tej części gry trzykrotnie no może czterokrotnie gościł pod naszą bramką a gra głównie toczyła się na jego połowie. Cóż z tego jak nie dało nam to prowadzenia. Do przerwy bez bramek.
Reprymenda w szatnie od duetu trenerskiego podziałała, gdyż już od samego początku bierzemy się do roboty. Dwie pierwsze akcje jeszcze bez bramki ale w trzeciej wyśmienitym strzałem wynik otwiera Mateusz Baran. Po kilu minutach rzut wolny z 16 metra na bramkę zamienia Hubert Dziura i prowadzimy 2:0. Idziemy za ciosem stwarzając sobie kolejne znakomite sytuację. Najlepszą z nich (rzut karny) marnuje T. Pichla. Na kolejne trafienie czekamy do ostatniej minuty czasu podstawowego. Kapitalnie asystuje Kamil Bieś i nasz kapitan zdobywając druga bramkę w tym meczu ustala wynik spotkania.
Dziś wielu z nas mogło się przekonać, że rzut karny to jeszcze nie bramka. Dwie próby wyczuł goalkeeper Kaskady. Jego postawa jednak nic dobrego drużynie nie dała a jedynie uchroniła ją przed wyższą porażką. Przed nami kluczowe pojedynki w tej rundzie. Już pierwszy z nich z Paszczyniakiem, czyli drużyną, która wybitnie nam nie siedzi. Do dziś taka była również Kaskada więc w Paszczynie powalczymy. Zostało trzy mecze do końca. Dziś nie pamiętamy już tego gdzie byliśmy po pierwszych trzech meczach tego sezonu. Tam nie chcemy wracać. Dziś pukamy do czołówki ale liga pokazuje, że każdy z każdym może wygrać więc z szacunkiem podchodzimy do kolejnych gier.
Wielu kibicom gra dziś nie podeszła. Zawodnicy zostawili serce na boisku i zdobyli kolejne punkty. Malkontentom proponuję w tygodniu włączyć TV. Mamy pucharowy tydzień i nie zabraknie meczów. Może spodoba się któreś z 54 spotkań rozgrywanych w Europie, gdzie po boisku biegają piłkarze zarabiające grube miliony. U nas CHŁOPAKI z boiska nie podnoszą ani jednej złotówki a zaangażowania oraz ambicji zarówno na treningach jak i na meczach nie można im odmówić. Należy się cieszyć, z poziomu który prezentują. Prawdziwy kibic wspiera właśnie wtedy jak nie idzie…

Mamy to… pierwsze zwycięstwo na wyjeździe w tej rundzie
Przed tygodniem, po pełnym emocji meczu udaliśmy się w czwartą ligową podróż, tym razem do Nagoszyna. Pojechaliśmy z planem pierwszego wyjazdowego zwycięstwa w tej rundzie. Rywal przed tygodniem pokonał w wyjazdowym spotkaniu LKS Łopuchowa, więc zapowiadał cię ciekawy pojedynek.
Już w pierwszej akcji meczu mamy bramkową sytuację, chwilę później znów marnujemy kolejną… i kolejną… i kolejną i…. W 15 minucie wynik meczu otwiera J. Posłuszny. 10 minut później jest 0:2 po bramce D. Machnicy. Czyli wg klasyka mamy niebezpieczny wynik… Gospodarze potrzebowali zaledwie minuty by złapać kontakt a na kilka minut przed przerwą doprowadzają do remisu. Asystę zalicza błoto w polu bramkowym (te z załączonej fotografii) ale po kolei. Znakomitą interwencją po strzale z rzutu wolnego popisuje się D. Gubernak wybijając piłkę zmierzającą w okno naszej bramki. Piłka grzęźnie w błocie i przy braku asekuracji naszych zawodników napastnik Nagoszyna z najbliższej odległości umieszcza ją w bramce. Przed przerwą mieliśmy sporo sytuacji by spokojnie prowadzić, jednak znów zawiodła nasza skuteczność. Miejscowi również mieli swoje okazję. W jednej z nich górą był nasz bramkarz cudem zatrzymując pikę na linii boiska a następnie ją wybijając. Do przerwy 2:2
Lepiej w drugą część meczu wchodzą zawodnicy gospodarzy. Mam się gra kompletnie nie klei. Z minuty na minutę jednak odzyskujemy wigor i głównie lewą stroną zagrażamy bramce Nagoszyna. Suną tutaj ataki J. Posłusznego oraz M. Barana. W 75 minucie w polu karnym faulowany zostaje A. Stec a karnego niczym Panenka na bramkę zamienia H. Dziura. Jakby emocji było za mało to po chwili, tym razem to zawodnik gospodarzy ustawiał piłkę na punkcie odległym 11 metrów od naszej linii bramkowej. Na nasze szczęście jednak pudłuje a ostateczny cios w ostatniej minucie meczu po wspaniałej kontrze naszego kapitana zadaje A. Kuroń. Hubert całkowicie zmylił obrońców Nagoszyna wykładając piłkę jak na tacy Adrianowi a ten bramką zakończył mecz.
Zwycięstwo cieszy. Na ciężkim terenie i w trudnych warunkach udało się przechylić szalę na naszą stronę. Poprawmy skuteczność na Kamionkę i będzie dobrze. Kaskada punktów potrzebuje jak kania dżdżu, więc walczyć będzie jak o życie, dodatkowo zmotywowana zwycięstwem nad LKS Łopuchowa. My również mamy swoje plany na to spotkanie. Dziś doskonale zaprezentowała się linia defensywy. Pomimo straty dwóch bramek ojcami zwycięstwa byli Damian Gubernak oraz dwójka naszych stoperów D. Pazdan i P. Charchut.
Na kłopoty… Dziadek
Po porażce w Dębicy plan był tylko jeden. Zwycięstwo nad Czarnovią, która podobnie do nas nie ma dobrej rundy jesiennej. Pisałem o pociągu i na dzień dzisiejszy możemy powiedzieć że mocno trzymamy się barierki ostatniego wagonu i jedną nogą już jesteśmy w środku. Pomimo nie do końca zachęcającej pogody wielu kibiców wybrało dziś wyjście na mecz do Gnojnicy zamiast np. spaceru za grzybami w lesie czy drzemki po niedzielnym obiedzie. Pasuje przejąć do meczu ale jak go opisać…przed tygodniem był teatr a dziś padło 10 bramek. Istny balet na boisku.
Nasze problemy zaczęły się jeszcze na kilka dni przed pierwszym gwizdkiem. Już w piątek wiedzieliśmy, że w niedzielne popołudnie niedostępni będą nasi dotychczasowi bramkarze (już trzech zawodników w tej rundzie stawało pomiędzy słupkami). Na kłopoty Bednarski… był taki serial w latach 80-tych ubiegłego stulecia. Naszym Bednarskim był Michał Kołbuc (po naszemu Dziadek), który był akurat dostępny i stanął pomiędzy słupkami naszej bramki. Dziadek również przed dwoma laty awaryjnie bronił naszej bramki w wygranym meczu derbowym z Koroną Góra Ropczycka, jednym słowem chłop od ciężkich przypadków. Straciliśmy dziś 4 bramki ale żadna z nich nie obciąża Dziadka. Mieliśmy jeszcze jednego bramkarza na wypadek nieobecności Dziadka. Patryk Świder również był gotowy dziś bronić naszej bramki. OBU ZAWODNIKOM NALEŻĄ SIĘ BRAWA ZA POSTAWĘ I CHĘĆ POMOCY POMIMO KILKUTETNIEJ PRZERWY W GRZE
Na prowadzenie jako pierwszy wychodzi INTER po trafieniu J. Posłusznego. Na tą bramkę odpowiada rywal i mamy remis. Ponowne prowadzenie daje nam gol po strzale B. Posłusznego. Mecz wydaje się być pod kontrolą po premierowej bramce w drużynie seniorów Jakuba Paśko a gdy po chwili prowadzenie podwyższa B. Posłuszny (druga bramka) mamy już 4:1. Błędy naszej obrony i przewaga maleje do dwóch bramkach. I tak to już było do końca meczu. Raz my a potem oni. A. Stec podwyższa na 5:2 i znów tracimy na 5:3 i z takim wynikiem schodzimy na przerwę.
W drugiej połowie M. Baran daje nam 6 bramkę ale cóż z tego skoro rywale znów zmniejszają stratę do -2. Swoje sytuacje mają J. Posłuszny (sam na sam) oraz Mat. Kisiel, który po świetnie rozegranej akcji pudłuje. Swoje sytuacje mieli również goście. Przy wyniku 5:3 refleksem popisał się nasz bramkarza a w końcówce dwie groźne sytuacje mogły zakończyć się bramką dla rywala. W ostatniej akcji meczu prawdopodobnie pomyłka arbitra pozbawiła przyjezdnych rzutu karnego. Ciężko to ocenić ale nawet gdyby był karny i zostałby on wykorzystany to punkty i tak pozostałyby w Gnojnicy, gdyż arbiter przy wyniku 6:5 zakończyłby te zawody.
Dziś dopisujemy trzy oczka do tabeli i umacniamy się w środku tabeli. Dla kibiców super mecz bo istnie hokejowy wynik. Musimy poprawić się w obronie bo dziś było jak było. Nie możemy tyle tracić i to w taki sposób. Czarnovia to nie Legia Warszawa chociaż herb można powiedzieć bardzo podobny. Przed nami starcie w Nagoszynie. Jedziemy po pierwsze wyjazdowe zwycięstwo a czy plan się powiedzie zobaczymy 12 października.

Gnojnicka tragedia w Dębicy
P.
o powrocie na dobre tory przyszedł mecz w Dębicy z faworyzowanym DAP. Mecz ostatecznie wysoko przegrywamy ale wynik wcale nie odzwierciedla tego co działo się się na boisku. Ale po kolei:
akt nr 1: Ledwie mecz się zaczął a DAP prowadził 2:0. Była dopiero 3 minuta. Oszołomiony Inter wziął się jednak do gry. Bramkę kontaktową zdobył J. Posłuszny. Kuba miał jeszcze wcześniej sytuację sam na sam i w pojedynkę mógł doprowadzić do remisu. Przy bramce kontaktowej asystując kontuzji nabawił się J. Paśko i potrzebna była zmiana.
akt nr 2: Przewaga INTERU pozwala myśleć o remisie i nowym początku od 46 minuty. Jednak w samej końcówce rywale z Dębicy podwyższają na 3:1. Z takim wynikiem schodzimy na przerwę.
akt nr 3: Rzut rożny i mamy niestety wynik 4:1. W tej sytuacji ucierpiał B. Posłuszny, który z kontuzją opuścił boisko. Jeżeli był faulowany bramka powinna być anulowana a czy był…? Mając wysoką obronę nie możemy tracić takich bramek jak ta.
akt nr 4: INTER z nów bierze się do gry. Najlepszy dziś w naszym obozie J. Posłuszny dwoi się i troi. Ma swoją sytuację, jednak pudłuje. Następnie wykłada piłkę kapitanowi, który faulowany w polu karnym daje nam szansę na zniwelowanie przewagi. H. Dziura Pewnym wykonawcom rzutu karnego.
akt nr 5: Bramka kontaktowa znów wisi w powietrzu a zabawę psuje arbiter przyznając rzut karny rywalom za rzekomy faul T. Pichli w polu karnym. Faul był ale wg mnie poza polem karnym. Nie byłem jedynym, który tak twierdzi. Wynik 5:2
akt nr 6: Niepotrzebna frustracja T. Pichli i po czerwonej kartce gramy w osłabieniu. Na dodatek w ostatniej akcji meczu D. Gubernak puszcza babola na 6:2, wcześniej popisując się kilka wyśmienitymi interwencjami.
Cóż teatr w Dębicy zakończony. Szczęśliwego zakończenia nie było. Poczekamy na nie do następnego meczu z Czarnovią. Mamy im coś do udowodnienia za porażki w poprzednim sezonie. Inny wynik jak zwycięstwo nie bierzemy pod uwagę. Martwią kolejne absencję miejmy nadzieję, że do szerokiej ławki nieobecnych nie dołączy B. Posłuszny. Odpoczynek od gry czeka naszego stopera T. Pichlę. Liczymy na powrót po kontuzji D. Machnicy oraz O. Pociaska. Walczymy dalej bo rywale zaczynają odjeżdżać. Musimy załapać się na ten pociąg
Plan wykonany ale jeszcze czegoś brakuje.
Był pierwszy punkt, było pierwsze zwycięstwo teraz czas na stabilizacje
i konsekwentne punktowanie co pozwoli na windowanie Nas w górę tabeli.
Pierwsza połowa niemrawa. W porównaniu do meczu sprzed tygodnia coś jednak nie pykło. W meczu z Wiewiórką mnóstwo sytuacji bramkowych a dziś nieco ospale, gra głównie polegająca na poszanowaniu posiadania piłki, brak tej sportowej agresji. Dopiero strata bramki podziałała na nas jak płachta na byka. Znów tlenu daje nam kapitan Hubert D. doprowadzając do remisu po akcji, którą poprowadził od własnej połowy. Po chwili trybuny huknęły bo znów padła bramka, jednak decyzja sędziego ją anulowała i zamiast podwójnej radości na przerwę schodzimy nieco rozczarowani.
Po przerwie nasi grali i strzelali a ja odpalałem grilla. Z bliska widziałem bramkę na 2-1 dla INTERU w wykonaniu M. Barana (po asyście naszego kapitana), Widziałem również wiele interwencji bramkarza rywali, więc mecz raczej był chyba pod naszą kontrolą. Wynik meczu strzałem głową po kolejnej asyście niezmordowanego H. Dziury ustalił A. Kuroń, dla którego była to premierowa bramka w naszych barwach. Wygrywamy i to dziś najważniejsza informacja dla naszych kibiców, których dziś nie zabrakło.
Kolejny mecz i znów są sytuacje na wcześniejsze zamknięcie meczu a my tego nie potrafimy wykorzystać. W drugiej części meczu dużo roboty miał bramkarz przyjezdnych. Dziś w pierwszym składzie po raz pierwszy wystąpił Jakub Paśko, najmłodszy w naszej kadrze, która zawsze otwarta jest dla młodych zawodników. Kuba strzelił właśnie tą nieuznana bramkę na sekundy przed zakończeniem pierwszej połowy meczu. Teraz przed nami starcie z DAP Dębica. Walczymy dalej!!!
Jest zwycięstwo. Choć ta piłka nożna to taka trochę franca
Po remisie prze tygodniem przyszedł czas na pierwsze zwycięstwo. Mecz rozpoczynamy od natarcia. Dość szybko spychamy rywala do głębokiej obrony i co najważniejsze prowadzimy dwoma bramkami po trafieniach H. Dziury oraz M. Barana. Mamy kolejne sytuację na podwyższenie ale skuteczności to nam brakuje. Tak na prawdę sprawę wyniku powinniśmy zamknąć do przerwy wysoko prowadząc. Jednak zamiast podwyższenia wyniku tracimy bramkę i do przerwy wynik na styku.
W drugą połowę również wchodzimy mocno atakując rywala. Mamy znów sporo sytuacji jednak bez ostatecznego wykończenia. Piłka to jest taka franca. Jak nie potrafisz wykorzystać swych sytuacji to może się to przeciw tobie zemścić. Tak też było dziś. Na 10 minut przed końcem goście wyrównują a po 5 minutach kolejną sytuację po której domagają się karnego. Kontakt pewnie był, jednak sędzia uznał iż było to za miękkie i nadal był remis. W podobnej sytuacji przed przerwą nam również karnego nie przyznał. Mecz nie do przegrania bo tyle było sytuacji a w 90 minucie jest remis. Na szczęście sprawę w swoje ręce wziął ponownie nasz kapitan, który strzałem rozpaczy daje nam prowadzenie. W ostatnie akcji meczu potężnie huknął J. Posłuszny i było 4:2. Oby ta ramka odblokowała Kubę, który w poprzednim sezonie strzelał jak na zawołanie. Z przebiegu meczu to zwycięstwo nam się należało, jednak ta franca mogła pokrzyżować nasze plany i Wiewiórka mogła z Gnojnicy wywieź remis a przy odrobinie szczęścia nawet zwyciężyć.
Cieszyć może jedno. Wracamy do gry jakiej oczekujemy. Stwarzamy sobie sytuację brakuje jeszcze skuteczności. Jest pierwsze zwycięstwo i teraz powinno być już tylko lepiej i co najwazniejsze opuszczamy ostatnie miejsce. Pnijmy się w górę tabeli…
Jest pierwszy punkt.
Po trzech porażkach (a licząc końcówkę poprzedniego sezonu po 6)w końcu punktujemy. W wyjazdowego meczu rozegranego z LKS Łopuchowa wywozimy remis. W pierwszej połowie po bramce samobójczej wychodzimy na prowadzenie, Mamy sytuację na 0:2 jednak jej na bramkę nie zamieniamy. Gospodarze najpierw wyrównują a jeszcze przed przerwą wychodzą na prowadzenie. Mają do tego rzut karny, który na nasze szczęście nie zostaje wykorzystany.
W drugiej połowie zmiany w naszej ekipie dodają nam wiatr w żagiel. Po bramce J. Posłusznego doprowadzamy do remisu a następnie spychamy rywala do obrony. Na meczu nie byłam ale czyżby nie podobnie było przed rokiem? W końcówce gospodarze mają piłkę meczową, jednak bramka nie pada. W ostatniej akcji meczu to my powinniśmy pokusić się o bramkę dająca nam pierwsze w tej edycji rozgrywek zwycięstwo.
Zwycięstwa nie było lecz pozostał remis. Szanujemy go. Punkt do punktu a będzie kokosza. Chyba nie tak to było ale niech będzie. Za tydzień bardzo ważny mecz z Wiewiórką. Wygrajmy w końcu na San Siro…
Nici z przełamania.

Po wysokiej porażce w Głowaczowej koncentrowaliśmy się na derbowym starciu z Koroną Góra Ropczycka. Rywal zza miedzy poczuł już smak zwycięstwa w klasie A i do Gnojnicy również przyjechał walczyć o kolejne zwycięstwo.
Całe nasze nieszczęście rozpoczęło się już w 5 minucie. Fatalnej kontuzji nabawił się Mat. Papiernik, który zmuszony był opuścić plac gry. W jego miejsce wszedł słabo rozgrzany D. Pazdan i po wznowieniu gry dał się ograć i P. Chudyba lobując bramkarza otwiera wynik spotkania. Nie mija 5 minut a dostajemy po raz drugi. Trzykrotnie piłkę mogli wybić nasi zawodnicy. Niestety nie potrafili tego uczynić i zrobiło się 0:2. W 28 minucie Korona miała już 3 bramki przewagi. Bezsensowne wybicie piłki z obrony skutecznie wykorzystał zawodnik z Góry Ropczyckiej. W tej części mieliśmy zaledwie 2-3 sytuacje bramkowe. Korona grając bezpardonowo miała ich nieco więcej. Raz piłka po strzale obiła naszą poprzeczkę a następnym razem trafiła w spojenie słupka z poprzeczką. Bardzo fatalna połowa, Rywal biegał jakby szybciej, walczył agresywnie z poszanowaniem przepisów o każdą piłkę. Błyskawiczny doskok do naszych zawodników skutkował przejęciem piłki i skutecznym podwyższaniem wyniku.
Po przerwie wynik już się nie zmienił. Nie udało się nam zbliżyć do rywala by powalczyć o korzystny wynik. Było kilka sytuacji ale nie wykorzystanych. Nas dwukrotnie w sytuacji sam na sam ratował Max. Kisiel.
Zasłużenie przegrywamy w kolejnym meczu domowym. Jest źle, nie tak miał wyglądać start tego sezonu. Nadal okupujemy ostatnie miejsce i wygląda na to, że ciężko będzie szybko opuścić, Nie spuszczamy głowy. Liczymy że w końcu zaskoczy. Najbliższa szansa już za tydzień w Łączkach kucharskich.
Głowaczowa zrobiła AUDI
Po pierwszym meczu sezonu, który kompletnie nam nie wyszedł i przegrywamy można rzec na własne życzenie jedziemy go Głowaczowej (spadkowicza z klasy okręgowej) z nadzieją na pierwsze punkty. Już tutaj zmuszony jestem napisać, że ich nie było. Mówiąc językiem żużlowym zrobiliśmy przysłowiowe ” AUDI” o czym mówi wynik końcowy 4:0. Chociaż jest to zaledwie drugi mecz tego sezonu wydaję mi się, że poznałem już głównego kandydata do awansu. LKS Głowaczowa prezentuje się o klasę lepiej niż dwie drużyny, które w poprzednim sezonie wywalczyły awans.
Pierwsze minuty wyrównane. Gra toczyła się tylko i wyłącznie na połowie gospodarzy. Nawet chyba z lepszym naszym posiadaniem. Gdy gospodarze przyśpieszali stwarzali od razu sytuacje bramkowe. Z czterech nich w pierwszej połowie wykorzystali trzy i można powiedzieć było po meczu. Już w 9 minucie miejscowi wyszli na prowadzenie po rzucie karnym. w 34 minucie niefortunne wybicie naszego zawodnika w środek pola i jest 2:0. W 39 minucie (chyba jednak po spalonym) szybkie rozegranie i lekki strzał z pomocą słupka melduje się w sieci. Gdybyśmy tak, jak nasz rywal, przed tygodniem byli skuteczni dziś mielibyśmy na koncie w ligowej tabeli 3 oczka. Głowaczowa można powiedzieć wybiła nam piłkę nożną z głowy a pozostajemy z zerowym dorobkiem,
Na drugą połowę wychodzimy z zamiarem dobrego pokazania się i próbą zbliżenia się do rywala. Gra jest wyrównana. Obie drużyny mają swoje sytuację i zaledwie jedna z nich wpada do bramki. Na nasze nieszczęście znów w 73 minucie bramkę strzela nasz rywal. Jednym słowem zasłużone zwycięstwo gospodarzy.
Notujemy słaby pod względem punktowym początek sezonu. Dziś, kiedy to odbyły się tylko dwa spotkania drugiej kolejki spadamy na ostatnie miejsce. Spadamy na dno licząc i liczymy że się od niego skutecznie odbijemy. Przed nami bardzo ważny mecz. Najświętsze derby z Koroną Góra Ropczycka. Dziś innego wyniku na zakończenie wakacji jak zwycięstwo INTERU nie bierzemy pod uwagę ale to boisko znów zweryfikuje nasze założenia. Dziś wiemy, że spieprzyliśmy sprawę w pierwszym meczu, drugi okazał się poza naszym zasięgiem. Grać potrafimy, skład mamy dobry więc mając nóż na gardle powalczmy o zwycięstwo dla nas samych oraz dla naszych kibiców, na których liczyć możemy na każdym meczu.
Falstart ???
Z utęsknieniem czekaliśmy na pierwszy mecz sezonu 2025/2026, drugiego po awansie a właśnie ten jest zazwyczaj najcięższy. Na początek niewygodny rywal z Ocieki, lecz dobrze przygotowany okres przygotowawczy i własne boisko pozwala nam myśleć o korzystnym wyniku.
Pierwsza akcja meczu i pierwsza sytuacja dla naszego zespołu. Sprytnie piłkę B. Posłusznemu wyłożył M. Oswald, którego walka i upór w pierwszych minutach meczu wszystkim się podobał a Bartek mocnym strzałem będąc sam na sam z bramkarzem uderzył jedynie w poprzeczkę…a mogło być jak przed rokiem , kiedy to D. Machnica również w pierwszej akcji otworzył wynik z Victorią. Po kilku minutach swą sytuacje na bramkę miał wspomniany Martin, który próbował lobować bramkarza. Po dwóch naszych setkach gra się nieco wyrównała. Goście próbowali grać szybka kontrą. W 15 minucie udało się im wyjść na prowadzenie. Nasi ruszyli do odrabiania strat. Mieliśmy kilka rzutów wolnych, kilka akcji z niecelnym wykończeniem. Mieliśmy rzut wolny po którym M. Baran znów trafił w poprzeczkę. Jak pech to pech. Ten sam zawodnik w rundzie wiosennej sezonu 2024/25 również w meczu z Victorią trafił w poprzeczkę. W końcówce pierwszej płowy doszło do zderzenia w polu karnym M. Barana oraz bramkarza przyjezdnych. Niestety zawodnik z Ocieki po przerwie nie wyszedł na boisko, potrzebna była interwencja karetki pogotowia. życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. Rzutem na taśmę doprowadzamy do wyrównania. Potężnym strzałem popisał się nasz kapitan, będący dziś najlepszym zawodnikiem na boisku. Strzał Huberta nie do obrony i spokojnie mógłby kandydować do bramki weekendu nie tylko na krajowych boiskach.
Na druga połowę wychodzimy zmotywowani. Udało się wyrównać to trzeba pójść za ciosem. Przeważamy przez całą połowę. Mamy swoje sytuacje, jednak to goście karcą nas za ich niewykorzystanie i o jednym z kontrataków tracimy bramkę. Walczymy do końca, jednak Ocieka dowozi wynik o końca. W drugiej połowie po raz trzeci obijamy poprzeczkę.
Możemy być na siebie źli po tym meczu. Nawet powinniśmy bo złość sportowa to nic złego. Wyszliśmy na mecz zmotywowani a zagraliśmy elektrycznie. Momentami wyglądało to jakby nasi zawodnicy mieli powiązane nogi. Trochę chaosu w obronie, dużo strat w środku pola i brak skuteczności a do tego te poprzeczki. Potrzebujemy więcej spokoju i wiary. Mamy bardzo dobry zespół i pokażmy to. Potraktujmy mecz z Victorią jako taki falstart o którym zapominamy. W przerwie meczu arbiter pytał mnie gdzie jest ten INTER z przed roku ze starcia z Nagoszynem, gdzie w pierwszej połowie rozklepaliśmy rywala pokazując poukładaną grę. Nie ten mecz będzie naszym wzorcem do którego chcemy wrócić…



