05.10.2025 Gnojnica 14:00 |
28.09.2025 Dębica 16:00 6-2 |
Hubert Dziura – 5 bramek |
![]() |
![]() |
![]() |
Gnojnicka tragedia w Dębicy
Po powrocie na dobre tory przyszedł mecz w Dębicy z faworyzowanym DAP. Mecz ostatecznie wysoko przegrywamy ale wynik wcale nie odzwierciedla tego co działo się się na boisku. Ale po kolei:
akt nr 1: Ledwie mecz się zaczął a DAP prowadził 2:0. Była dopiero 3 minuta. Oszołomiony Inter wziął się jednak do gry. Bramkę kontaktową zdobył J. Posłuszny. Kuba miał jeszcze wcześniej sytuację sam na sam i w pojedynkę mógł doprowadzić do remisu. Przy bramce kontaktowej asystując kontuzji nabawił się J. Paśko i potrzebna była zmiana.
akt nr 2: Przewaga INTERU pozwala myśleć o remisie i nowym początku od 46 minuty. Jednak w samej końcówce rywale z Dębicy podwyższają na 3:1. Z takim wynikiem schodzimy na przerwę.
akt nr 3: Rzut rożny i mamy niestety wynik 4:1. W tej sytuacji ucierpiał B. Posłuszny, który z kontuzją opuścił boisko. Jeżeli był faulowany bramka powinna być anulowana a czy był…? Mając wysoką obronę nie możemy tracić takich bramek jak ta.
akt nr 4: INTER z nów bierze się do gry. Najlepszy dziś w naszym obozie J. Posłuszny dwoi się i troi. Ma swoją sytuację, jednak pudłuje. Następnie wykłada piłkę kapitanowi, który faulowany w polu karnym daje nam szansę na zniwelowanie przewagi. H. Dziura Pewnym wykonawcom rzutu karnego.
akt nr 5: Bramka kontaktowa znów wisi w powietrzu a zabawę psuje arbiter przyznając rzut karny rywalom za rzekomy faul T. Pichli w polu karnym. Faul był ale wg mnie poza polem karnym. Nie byłem jedynym, który tak twierdzi. Wynik 5:2
akt nr 6: Niepotrzebna frustracja T. Pichli i po czerwonej kartce gramy w osłabieniu. Na dodatek w ostatniej akcji meczu D. Gubernak puszcza babola na 6:2, wcześniej popisując się kilka wyśmienitymi interwencjami.
Cóż teatr w Dębicy zakończony. Szczęśliwego zakończenia nie było. Poczekamy na nie do następnego meczu z Czarnovią. Mamy im coś do udowodnienia za porażki w poprzednim sezonie. Inny wynik jak zwycięstwo nie bierzemy pod uwagę. Martwią kolejne absencję miejmy nadzieję, że do szerokiej ławki nieobecnych nie dołączy B. Posłuszny. Odpoczynek od gry czeka naszego stopera T. Pichlę. Liczymy na powrót po kontuzji D. Machnicy oraz O. Pociaska. Walczymy dalej bo rywale zaczynają odjeżdżać. Musimy załapać się na ten pociąg
Plan wykonany ale jeszcze czegoś brakuje.
Był pierwszy punkt, było pierwsze zwycięstwo teraz czas na stabilizacje i konsekwentne punktowanie co pozwoli na windowanie Nas w górę tabeli.
Pierwsza połowa niemrawa. W porównaniu do meczu sprzed tygodnia coś jednak nie pykło. W meczu z Wiewiórką mnóstwo sytuacji bramkowych a dziś nieco ospale, gra głównie polegająca na poszanowaniu posiadania piłki, brak tej sportowej agresji. Dopiero strata bramki podziałała na nas jak płachta na byka. Znów tlenu daje nam kapitan Hubert D. doprowadzając do remisu po akcji, którą poprowadził od własnej połowy. Po chwili trybuny huknęły bo znów padła bramka, jednak decyzja sędziego ją anulowała i zamiast podwójnej radości na przerwę schodzimy nieco rozczarowani.
Po przerwie nasi grali i strzelali a ja odpalałem grilla. Z bliska widziałem bramkę na 2-1 dla INTERU w wykonaniu M. Barana (po asyście naszego kapitana), Widziałem również wiele interwencji bramkarza rywali, więc mecz raczej był chyba pod naszą kontrolą. Wynik meczu strzałem głową po kolejnej asyście niezmordowanego H. Dziury ustalił A. Kuroń, dla którego była to premierowa bramka w naszych barwach. Wygrywamy i to dziś najważniejsza informacja dla naszych kibiców, których dziś nie zabrakło.
Kolejny mecz i znów są sytuacje na wcześniejsze zamknięcie meczu a my tego nie potrafimy wykorzystać. W drugiej części meczu dużo roboty miał bramkarz przyjezdnych. Dziś w pierwszym składzie po raz pierwszy wystąpił Jakub Paśko, najmłodszy w naszej kadrze, która zawsze otwarta jest dla młodych zawodników. Kuba strzelił właśnie tą nieuznana bramkę na sekundy przed zakończeniem pierwszej połowy meczu. Teraz przed nami starcie z DAP Dębica. Walczymy dalej!!!
Jest zwycięstwo. Choć ta piłka nożna to taka trochę franca
Po remisie prze tygodniem przyszedł czas na pierwsze zwycięstwo. Mecz rozpoczynamy od natarcia. Dość szybko spychamy rywala do głębokiej obrony i co najważniejsze prowadzimy dwoma bramkami po trafieniach H. Dziury oraz M. Barana. Mamy kolejne sytuację na podwyższenie ale skuteczności to nam brakuje. Tak na prawdę sprawę wyniku powinniśmy zamknąć do przerwy wysoko prowadząc. Jednak zamiast podwyższenia wyniku tracimy bramkę i do przerwy wynik na styku.
W drugą połowę również wchodzimy mocno atakując rywala. Mamy znów sporo sytuacji jednak bez ostatecznego wykończenia. Piłka to jest taka franca. Jak nie potrafisz wykorzystać swych sytuacji to może się to przeciw tobie zemścić. Tak też było dziś. Na 10 minut przed końcem goście wyrównują a po 5 minutach kolejną sytuację po której domagają się karnego. Kontakt pewnie był, jednak sędzia uznał iż było to za miękkie i nadal był remis. W podobnej sytuacji przed przerwą nam również karnego nie przyznał. Mecz nie do przegrania bo tyle było sytuacji a w 90 minucie jest remis. Na szczęście sprawę w swoje ręce wziął ponownie nasz kapitan, który strzałem rozpaczy daje nam prowadzenie. W ostatnie akcji meczu potężnie huknął J. Posłuszny i było 4:2. Oby ta ramka odblokowała Kubę, który w poprzednim sezonie strzelał jak na zawołanie. Z przebiegu meczu to zwycięstwo nam się należało, jednak ta franca mogła pokrzyżować nasze plany i Wiewiórka mogła z Gnojnicy wywieź remis a przy odrobinie szczęścia nawet zwyciężyć.
Cieszyć może jedno. Wracamy do gry jakiej oczekujemy. Stwarzamy sobie sytuację brakuje jeszcze skuteczności. Jest pierwsze zwycięstwo i teraz powinno być już tylko lepiej i co najwazniejsze opuszczamy ostatnie miejsce. Pnijmy się w górę tabeli…
Jest pierwszy punkt.
Po trzech porażkach (a licząc końcówkę poprzedniego sezonu po 6)w końcu punktujemy. W wyjazdowego meczu rozegranego z LKS Łopuchowa wywozimy remis. W pierwszej połowie po bramce samobójczej wychodzimy na prowadzenie, Mamy sytuację na 0:2 jednak jej na bramkę nie zamieniamy. Gospodarze najpierw wyrównują a jeszcze przed przerwą wychodzą na prowadzenie. Mają do tego rzut karny, który na nasze szczęście nie zostaje wykorzystany.
W drugiej połowie zmiany w naszej ekipie dodają nam wiatr w żagiel. Po bramce J. Posłusznego doprowadzamy do remisu a następnie spychamy rywala do obrony. Na meczu nie byłam ale czyżby nie podobnie było przed rokiem? W końcówce gospodarze mają piłkę meczową, jednak bramka nie pada. W ostatniej akcji meczu to my powinniśmy pokusić się o bramkę dająca nam pierwsze w tej edycji rozgrywek zwycięstwo.
Zwycięstwa nie było lecz pozostał remis. Szanujemy go. Punkt do punktu a będzie kokosza. Chyba nie tak to było ale niech będzie. Za tydzień bardzo ważny mecz z Wiewiórką. Wygrajmy w końcu na San Siro…
Nici z przełamania.
Po wysokiej porażce w Głowaczowej koncentrowaliśmy się na derbowym starciu z Koroną Góra Ropczycka. Rywal zza miedzy poczuł już smak zwycięstwa w klasie A i do Gnojnicy również przyjechał walczyć o kolejne zwycięstwo.
Całe nasze nieszczęście rozpoczęło się już w 5 minucie. Fatalnej kontuzji nabawił się Mat. Papiernik, który zmuszony był opuścić plac gry. W jego miejsce wszedł słabo rozgrzany D. Pazdan i po wznowieniu gry dał się ograć i P. Chudyba lobując bramkarza otwiera wynik spotkania. Nie mija 5 minut a dostajemy po raz drugi. Trzykrotnie piłkę mogli wybić nasi zawodnicy. Niestety nie potrafili tego uczynić i zrobiło się 0:2. W 28 minucie Korona miała już 3 bramki przewagi. Bezsensowne wybicie piłki z obrony skutecznie wykorzystał zawodnik z Góry Ropczyckiej. W tej części mieliśmy zaledwie 2-3 sytuacje bramkowe. Korona grając bezpardonowo miała ich nieco więcej. Raz piłka po strzale obiła naszą poprzeczkę a następnym razem trafiła w spojenie słupka z poprzeczką. Bardzo fatalna połowa, Rywal biegał jakby szybciej, walczył agresywnie z poszanowaniem przepisów o każdą piłkę. Błyskawiczny doskok do naszych zawodników skutkował przejęciem piłki i skutecznym podwyższaniem wyniku.
Po przerwie wynik już się nie zmienił. Nie udało się nam zbliżyć do rywala by powalczyć o korzystny wynik. Było kilka sytuacji ale nie wykorzystanych. Nas dwukrotnie w sytuacji sam na sam ratował Max. Kisiel.
Zasłużenie przegrywamy w kolejnym meczu domowym. Jest źle, nie tak miał wyglądać start tego sezonu. Nadal okupujemy ostatnie miejsce i wygląda na to, że ciężko będzie szybko opuścić, Nie spuszczamy głowy. Liczymy że w końcu zaskoczy. Najbliższa szansa już za tydzień w Łączkach kucharskich.
Głowaczowa zrobiła AUDI
Po pierwszym meczu sezonu, który kompletnie nam nie wyszedł i przegrywamy można rzec na własne życzenie jedziemy go Głowaczowej (spadkowicza z klasy okręgowej) z nadzieją na pierwsze punkty. Już tutaj zmuszony jestem napisać, że ich nie było. Mówiąc językiem żużlowym zrobiliśmy przysłowiowe ” AUDI” o czym mówi wynik końcowy 4:0. Chociaż jest to zaledwie drugi mecz tego sezonu wydaję mi się, że poznałem już głównego kandydata do awansu. LKS Głowaczowa prezentuje się o klasę lepiej niż dwie drużyny, które w poprzednim sezonie wywalczyły awans.
Pierwsze minuty wyrównane. Gra toczyła się tylko i wyłącznie na połowie gospodarzy. Nawet chyba z lepszym naszym posiadaniem. Gdy gospodarze przyśpieszali stwarzali od razu sytuacje bramkowe. Z czterech nich w pierwszej połowie wykorzystali trzy i można powiedzieć było po meczu. Już w 9 minucie miejscowi wyszli na prowadzenie po rzucie karnym. w 34 minucie niefortunne wybicie naszego zawodnika w środek pola i jest 2:0. W 39 minucie (chyba jednak po spalonym) szybkie rozegranie i lekki strzał z pomocą słupka melduje się w sieci. Gdybyśmy tak, jak nasz rywal, przed tygodniem byli skuteczni dziś mielibyśmy na koncie w ligowej tabeli 3 oczka. Głowaczowa można powiedzieć wybiła nam piłkę nożną z głowy a pozostajemy z zerowym dorobkiem,
Na drugą połowę wychodzimy z zamiarem dobrego pokazania się i próbą zbliżenia się do rywala. Gra jest wyrównana. Obie drużyny mają swoje sytuację i zaledwie jedna z nich wpada do bramki. Na nasze nieszczęście znów w 73 minucie bramkę strzela nasz rywal. Jednym słowem zasłużone zwycięstwo gospodarzy.
Notujemy słaby pod względem punktowym początek sezonu. Dziś, kiedy to odbyły się tylko dwa spotkania drugiej kolejki spadamy na ostatnie miejsce. Spadamy na dno licząc i liczymy że się od niego skutecznie odbijemy. Przed nami bardzo ważny mecz. Najświętsze derby z Koroną Góra Ropczycka. Dziś innego wyniku na zakończenie wakacji jak zwycięstwo INTERU nie bierzemy pod uwagę ale to boisko znów zweryfikuje nasze założenia. Dziś wiemy, że spieprzyliśmy sprawę w pierwszym meczu, drugi okazał się poza naszym zasięgiem. Grać potrafimy, skład mamy dobry więc mając nóż na gardle powalczmy o zwycięstwo dla nas samych oraz dla naszych kibiców, na których liczyć możemy na każdym meczu.
Falstart ???
Z utęsknieniem czekaliśmy na pierwszy mecz sezonu 2025/2026, drugiego po awansie a właśnie ten jest zazwyczaj najcięższy. Na początek niewygodny rywal z Ocieki, lecz dobrze przygotowany okres przygotowawczy i własne boisko pozwala nam myśleć o korzystnym wyniku.
Pierwsza akcja meczu i pierwsza sytuacja dla naszego zespołu. Sprytnie piłkę B. Posłusznemu wyłożył M. Oswald, którego walka i upór w pierwszych minutach meczu wszystkim się podobał a Bartek mocnym strzałem będąc sam na sam z bramkarzem uderzył jedynie w poprzeczkę…a mogło być jak przed rokiem , kiedy to D. Machnica również w pierwszej akcji otworzył wynik z Victorią. Po kilku minutach swą sytuacje na bramkę miał wspomniany Martin, który próbował lobować bramkarza. Po dwóch naszych setkach gra się nieco wyrównała. Goście próbowali grać szybka kontrą. W 15 minucie udało się im wyjść na prowadzenie. Nasi ruszyli do odrabiania strat. Mieliśmy kilka rzutów wolnych, kilka akcji z niecelnym wykończeniem. Mieliśmy rzut wolny po którym M. Baran znów trafił w poprzeczkę. Jak pech to pech. Ten sam zawodnik w rundzie wiosennej sezonu 2024/25 również w meczu z Victorią trafił w poprzeczkę. W końcówce pierwszej płowy doszło do zderzenia w polu karnym M. Barana oraz bramkarza przyjezdnych. Niestety zawodnik z Ocieki po przerwie nie wyszedł na boisko, potrzebna była interwencja karetki pogotowia. życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. Rzutem na taśmę doprowadzamy do wyrównania. Potężnym strzałem popisał się nasz kapitan, będący dziś najlepszym zawodnikiem na boisku. Strzał Huberta nie do obrony i spokojnie mógłby kandydować do bramki weekendu nie tylko na krajowych boiskach.
Na druga połowę wychodzimy zmotywowani. Udało się wyrównać to trzeba pójść za ciosem. Przeważamy przez całą połowę. Mamy swoje sytuacje, jednak to goście karcą nas za ich niewykorzystanie i o jednym z kontrataków tracimy bramkę. Walczymy do końca, jednak Ocieka dowozi wynik o końca. W drugiej połowie po raz trzeci obijamy poprzeczkę.
Możemy być na siebie źli po tym meczu. Nawet powinniśmy bo złość sportowa to nic złego. Wyszliśmy na mecz zmotywowani a zagraliśmy elektrycznie. Momentami wyglądało to jakby nasi zawodnicy mieli powiązane nogi. Trochę chaosu w obronie, dużo strat w środku pola i brak skuteczności a do tego te poprzeczki. Potrzebujemy więcej spokoju i wiary. Mamy bardzo dobry zespół i pokażmy to. Potraktujmy mecz z Victorią jako taki falstart o którym zapominamy. W przerwie meczu arbiter pytał mnie gdzie jest ten INTER z przed roku ze starcia z Nagoszynem, gdzie w pierwszej połowie rozklepaliśmy rywala pokazując poukładaną grę. Nie ten mecz będzie naszym wzorcem do którego chcemy wrócić…